wtorek, 5 maja 2015

Wielkie pakowanie

To może teraz kilka słów ode mnie.

Jak to jest zostawić pracę po prawie trzech latach z mojej perspektywy? 

1. Kupujesz bilet do Rio
2. Mówisz w pracy, że się zwalniasz
3. Szczepisz się
4. Miesięczny okres wypowiedzenia leci jak z bicza strzelił
5. Nim się obracasz jesteś już u rodziców na bezrobociu i z niecierpliwością czekasz na TEN dzień

A pomiędzy tym dni okupione czytaniem przewodników, wyznaczaniem wstępnej trasy, wyszukiwaniem atrakcji, kompletowaniem rzeczy niezbędnych (i tych pewnie całkiem zbędnych) do wyjazdu. Czyli dzieje się. A do tego nutka poddenerwowania i duża doza ekscytacji. W końcu Ameryka Południowa zawsze była moim wielkim marzeniem. 

Czas na pakowanie. Jak już Rafał wspomniał w poprzednim poście, pakujemy wszystko i jak najmniej. Oto co z tego wyszło (piszę tylko o sobie):

- polar
- spodnie polarowe
- kurtka trekkingowa
- bielizna termalna
- koszulka aktywna z długim rękawem (w końcu jedziemy tam na zimę)
- getry do spania
- spodnie trekkingowe z odpinanymi nogawkami
- dżinsy
- krótkie spodenki
- 2 polówki szybkoschnące (i rzekomo antykomarowe)
- 3 koszulki bawełniane 
- sukienka (nie mogłam się oprzeć!)
- strój kąpielowy 
- bielizna (niezbędne minimum)
- buty trekkingowe
- adidasy 
- japonki
- sandałki (do sukienki rzecz jasna!)
- buff (chusta wielofunkcyjna)
- śpiwór
- ręcznik szybkoschnący
- dmuchana poduszka podróżna
- kosmetyki (te niezbędne - jak już wspominałam dziewczynom w pracy, w dżungli podkładu używać nie będę)
- saszetki na pieniądze i dokumenty
- aparat fotograficzny
- laptop (wersja mini)
- scyzoryk
- czołówka
- kłódka
- siatka na moskity
- koc ratunkowy
- płaszcz przeciwdeszczowy
- gaz pieprzowy
- gwizdek
- pen drive
- okulary słoneczne
- stopery do uszu
- notes i ołówek
- leki
- i oczywiście scrabble podróżne (na długodystansowe trasy jak znalazł)

Do tego zestawu, zrobiliśmy zalecane szczepienia przeciwko następującym chorobom:
- zapalenie wątroby A+B
- żółta febra
- dur brzuszny
- błonnica, tężec, polio
+ spakowaliśmy tabletki na malarię

A oto jak to wyglądało przed i po :)





Przypomniała mi się jeszcze wczorajsza sytuacja związana z wyprowadzką z krakowskiego mieszkania. Podczas gdy z mamą transportowałyśmy windą wszystkie rzeczy, tata dzielnie upychał w aucie ten cały dorobek mojego życia. Zapakowani po brzegi i szczęśliwi, że wszystko się zmieściło, pożegnaliśmy się z Krakowem. Jakież było moje zdziwienie, gdy przed północą, po 4 godzinach od powrotu do domu, nie znalazłam torby z... całą moją bielizną! Poruszenie w domu, złość na własną głupotę i pytanie - czego jeszcze brakuje i gdzie to jest?! Pierwsza myśl - czy wypakowałyśmy wszystko z windy? Jak na nieszczęście współlokatorzy wyjechali, w bloku nie ma żadnej osoby, do której mogłabym mieć numer telefonu i dochodzi północ. Zadzwoniłam więc do specjalnego wysłannika, na którego można liczyć w przypadkach emergency i który zlitował się nade mną i ruszył w poszukiwaniu zaginionych staników i majtek. 20 minut niepewności i dzwoni - odnalazły się!  Zresztą nie tylko bielizna, trochę więcej tego było - od sześciu godzin jeździło sobie windą... 
Życzę nam, żeby w Ameryce Południowej rzeczy pozostawione bez opieki (i te pod opieką), tak jak te z windy - zawsze do nas wracały :) Dzięki bro!

Buźka!
AM

3 komentarze:

  1. Pozytywnie zakręcona, w czepku urodzona:P Uściski! Czekamy na kolejne wpisy;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Gdzie kolejne wpisy?? Powodzenia w spełnianiu marzeń!! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czekam na kolejny wpis i zdjęcia (z niecierpliwoscia)!:)) pozdrawiamy!

    OdpowiedzUsuń