środa, 6 maja 2015

Co się liczy?

Czy dzień przed wylotem ktoś mnie zmiesza z błotem?


Emocje? Owszem, narastają. Uczucie jak przed wyjazdem na erasmusa. Podekscytowanie, stresik, niepokój, wzburzenie. Istna mieszanka smaku i aromatu. Myślę, że część z was wie o czym mówię. Reisefiebier.

Ale do rzeczy, bez ściemy. Plecak spakowany, Bayern obrywa od Barcelony, zajadam pestki i zastanawiam się czy nie zapomniałem o niczym istotnym (pewnikiem jest, że wszystkiego nie zabiorę, taki life, oby wziąć niezbędne graty :p) Znając złośliwość rzeczy martwych i prawo Murphy'ego zrezygnowałem z wyjazdu o przyzwoitej 8:00 i zdecydowałem się, na wyjazd z Ełku o 5:45... Tym sposobem dotrę na lotnisko ok. 10:30 (lot jest o 14:40). W drugim wariancie dotarłbym na Okęcie ok 13.00, ale znając życie, obawiam się, że gdyby coś poszło nie tak pan Kuźmicki nie zgłosiłby się na pokład :p Tym sposobem za kilka godzin czeka mnie 28h podróży. Anię, która mam nadzieję będzie się godnie zachowywała w naszej narodowej dumie Pendolino, czeka jutro podobna wycieczka... Oby mnie nie wystawiła i żebyśmy się spotkali...

Poprzednie dni minęły mi na dopinaniu ostatnich szczegółów, kompletowaniu sprzętu, załatwianiu formalności z bankami i wyszukiwaniu muzy na odtwarzacz... Stąd dzisiejsza sugerowana ścieżka dźwiękowa i 14 gigsów przebojów na moim cacku :> 
Sednem tego posta nie jest jednak reisefieber. To o czym chciałem napisać jest tak fantastyczne, że zdałem sobie sprawę z tego co widzę dopiero po upomnieniu przez Ankę. Mianowicie Ania dostała dzisiaj namiary na nasz nocleg w Rio i jakie było nasze zaskoczenie, gdy zobaczyliśmy następującą informację:

Address:
Avenida Nossa Senhora de Copacabana

Świta?! Otóż to! Aleja Matki Boskiej Copacabańskiej :) Jak ja mogłem to przegapić, przecież jej dom, boliwijskie sanktuarium jest na naszej drodze. Ah, jak uwielbiam takie smakowite kąski. Ta miejsówka nie może nam przynieść pecha :)

A na sam koniec, zdjęcie MBC (nie mylic z Częstochowska) z europejskimi kuzynkami podarowanymi mi przez moich szacownych ziomeczków! Jeszcze raz dzieki Gedzior i Okrz :)



Ps. Mam nadzieję, że nikogo nie uraziłem, kult Maryjny z każdym kolejnym odkryciem robi się coraz bardziej fascynujący. Polecam.

Wiecie co sie liczy?!
RQ


3 komentarze:

  1. Hej Rafał! Super że jedziecie! Ja do końca czerwca będę w Cordobie i okolicach, a później być może przeniosę się do Sucre w Boliwii... Napisz kiedy będziecie w tym górzystym kraju i czy planujecie wbijać do Argentyny :) CIAO !!! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czy to przypadek, że jeszcze w ubiegły piątek wznosiłem toasty ku niebu za Waszą emigrację w katowickim klubie Reisefiebier? Nie sądzę! Ach...Jak my lubimy takie smakowite kąski! I tylko Korwin wkurzony - jeden głos mniej...

    OdpowiedzUsuń
  3. Szacunek Ludzi Ulicy!
    -gdr

    OdpowiedzUsuń