środa, 7 października 2015

Tysiące twarzy, setki miraży - Medellin


22 wrzesień 2015 - DZIEŃ 139.


Tanie loty, to coś, co lubimy najbardziej. Tanie loty, to jednak pewnie niedogodności, niestety. Latające autobusy i loty w nietypowych porach, to chleb powszedni. W związku z lotem o 7 rano, zmuszeni byliśmy stawić się na lotnisku o bladym świcie (będąc w zgodzie z prawdą, to raczej o ciemnej nocy). Najkrótszy lot w moim życiu trwał niecałe pół godziny, po czym już w Medellin [Medeżin] wskoczyliśmy w autobusik, tym razem na kołach, który zawiózł nas do centrum. Tam poranne szaleństwo, gorączka uliczna i klimatyczna. W końcu dotarliśmy do naszego hotelu(!) za 30 000 pesos za pokój z oknem, telewizorem i łazienką i oddaliśmy się krótkiej drzemce...

Zdjęcie samolotu przez szybę

Zabierzcie ją...


Nietypowa kompozycja skrzydła i fałdowań
Kaftan niebezpieczeństwa



Nasz przybytek mieścił się w centrum miasta i starówki. Obiad w pakistańskiej knajpie (pakistańska była tylko z nazwy, chyba że w Pakistanie też zajada się tradycyjny kolumbijski chleb i smażone banany ;), deser od ulicznego sprzedawcy w postaci koktajlu owocowego. Obiad plus koktajl łącznie za mniej niż 10 zł, mniam ;>

W związku z kolejnym samolotem dopiero za kilka dni postanowiliśmy wdrażać się w rytm miasta z dużą dozą spokoju. Spacer, kino (7 zł za Everest 3D) i gokartowe wyścigi (18 zł za przejazd) wydały nam się odpowiednim rozwiązaniem.







Medellin żyje przez cały dzień, przez cały tydzień. Przed naszym hotelem stragany, sklepy, piekarnie, fryzjer i knajpy były otwarte do późnych godzin nocnych. Oprócz widoku z okna mogliśmy to stwierdzić również na podstawie dobiegającej stamtąd ogłuszającej muzyki. Kolumbijczycy uwielbiają hałas, zwłaszcza w rytmach salsy i reggaetonu. Przez caaaały czas. Może to ta muzyka właśnie powoduje nieschodzący w ust uśmiech i pozytywne usposobienie? O tym mieliśmy się przekonać w ciągu najbliższych dni...

Na co by się tu zdecydować... tęgi jegomość zetknął się z prozą życia


23 wrzesień 2015 - DZIEŃ 140.

Medellin to miasto z burzliwą historią. Transformacja z miasta uznanego za najniebezpieczniejsze na świecie do miejsca najbardziej innowacyjnego zajęła im kilka lat. To właśnie tutaj kwaterę główną miał gang narkotykowego barona Pablo Escobara. To w Medellin w zaplanowanych zamachach i morderstwach na zlecenie ginęli kolumbijscy politycy i osoby z kartelem wojujące, a nagroda za głowę policjanta wynosiła 1000 USD. Tak, kiedyś w Medellin ludzie bali się wychodzić z domów. Dziś tak cieszą się ze spokoju, że do domów zdają się nie wracać wcale.





Wybraliśmy się na piesze zwiedzanie w ramach Free Walking Tour.  Przewodniczka otworzyła przed nami różne oblicza miasta, od przedsiębiorczych ojców założycieli, przez bezwzględnych, ale również przedsiębiorczych bossów gangów, po współczesne,  prężnie rozwijające się miasto. Określając je jednym słowem na myśl przychodzi słowo chaos. Nic do siebie nie pasuje, kolonialna architektura została wyburzona i zastąpiona przez nieograniczone przepisami fantazje architektów. Pomniki, wieżowce, parki, dokańczane w różnych stylach budynki użyteczności publicznej. Metro jest dumą miasta i słusznie, działa znakomicie. Kiedyś plany jego budowy stanowiły barierę wydającą się być nie do pokonania. Jednak udało się metro dokończyć i stało się ono znakiem nadziei. Jeśli w czasach niepewności każdego następnego dnia taka inwestycja zakończyła się powodzeniem, wszystko jest możliwe. Metro jest do tego stopnia szanowane, że jest czyste i niewymalowane przez graficiarzy. Tę atmosferę da się odczuć. Mieszkańcy i władze miasta mają też dużo dystansu i fantazji przerabiając stare rządowe budynki na centra handlowe lub przyozdabiając pomniki bohaterów narodowych steam-punkowymi atrybutami. Miałbym opory wstawiając Piłsudskiego w industrialną złotą zbroję ze skrzydłami, ale może skłoniłoby to młodzież do poczytania o jego życiu i dokonaniach. 









Sałatka owocowa za 1,50 zł










Kiermasz w starym ratuszu




Prostytutki pod kościołem - wierzą, że zmniejsza to grzech
Buñuelo
Pączek, chrupiący z zewnątrz, puszysty w środku
"Moje pączki są number one!"
Zaczęte przez jednego, skończone przez innego - jedna z filii urzędu miasta
Rzeźby Botero
Panie co pan, dobre kapelusze, nie wyrzucaj!




Inżynier Karwowski - konstruktor metra
Świńska ruletka




Amerykanie...po takich obrazkach nie dziwi mnie mniemanie miejscowych o gringosach...


Pirackie porno pod kościołem


Simon Bolivar - południowoamerykański Piłsudski
Największy kościół na świecie.... z jakiegoś tam typu cegły ;>
Przyjaciele na całe życie
Po kilkugodzinnym zwiedzaniu, zgodnie z naszym planem pojechaliśmy na dworzec i wskoczyliśmy w autobus do Guatape - miłego miasteczka słynącego z niewiarygodnej skały...

Aguardiente - kolumbijski anyżowy dopalacz



24 wrzesień 2015 - DZIEŃ 141.

Poprzedni wieczór minął nam na spacerowaniu po pięknie przyozdobionych uliczkach Guatape i rozmowach o życiu w Kolumbii z ulicznymi sprzedawcami. Kubeczek tinto (gorąca, słaba i słodka kawa) kupiona od obwoźnego handlarza kosztuje w Kolumbii 35 groszy. Nic dziwnego, że na każdym kroku spotyka się kogoś sączącego ten doładowujący energią eliksir.

Guatape to miasteczko oddalone o 2 godziny od Medellin. Słynie z trzech rzeczy - dwustumetrowej Skały w środku niczego i niesamowitego krajobrazu, który powstał na skutek zalania tych terenów po wybudowaniu elektrowni wodnej w latach 60-tych. Stworzone zbiorniki wodne szybko przyjęły rekreacyjną funkcję i mieszkańcy Medellin przyjeżdżają tutaj na weekendy z rodzinami. Trzecim składnikiem tej mikstury są elewacje budynków. Jeśli ktoś przeteleportowałby się tutaj z bezelewacyjnych Boliwii lub Peru, pomyślałby, że jest na innej planecie. Większość płaskorzeźb lub rysunków ciężko jest zaliczyć do sztuki wysokiej, natomiast tworzą one rewelacyjny wakacyjny klimat i aż miło jest się wśród nich poprzechadzać.


Tradycyjne śniadanie - jajka, świeży ser, arepa (a la maca) i gorąca czekolada
Baba z wozu koniom lżej



Pomnik ryby



Nimfa z ukrytą poza kadrem rybą












Tak też uczyniliśmy. Ale dla nas głównym punktem wycieczki nie była przejażdżka statkiem, albo podziwianie rysunków przedstawiających życie codzienne mieszkańców. My chcieliśmy wdrapać się na Skałę  (La Piedra del Peñol). Wyrastająca wśród bezkształtnych zbiorników wodnych wprawia w osłupienie. Skąd ten słup się tu wziął?! Według informacji które wyszperałem zbudowana jest z kwarcu, skalenia i miki - wnioskuję więc, że jest to skała magmowa. Idąc dalej przypuszczam, że jest to swego rodzaju intruzja. Takie tam dywagacje, trzeba by spytać geologa.

W każdym razie wdrapaliśmy się na górę po ponad 700 schodach. Widok z góry robił wrażenie, ale porywisty wiatr szybko nas stamtąd przegnał. Po tej pełnej emocji wspinaczce, poopalaliśmy się chwilkę nad brzegiem zalewu po czym wskoczyliśmy w autobus powrotny do Medellin.

Zamek błyskawiczny w skale




"Nie krzyw się, nie mamy ładnych zdjęć razem"


Ja i Skała
A gdybym mógł dzisiaj zamienić się w spadochron?
Igranie ze stwórcą - wyspy stworzone przez człowieka



Azyl - willa na wyspie po prawej


Tak się nachodziłem




Bandeja - typowy kolumbijski obiad




Wdzieranie się codzienności - bezelewacyjniak







25 wrzesień 2015 - DZIEŃ 142.

Medellin nie chce zapomnieć o swojej przerażającej historii, ku przestrodze. Na jednym z placów stoją dwie rzeźby kolumbijskiego rzeźbiarza Fernando Botero - powinny być identyczne, niestety nie są. Podczas masowej imprezy w 1995 roku ktoś podłożył ładunek wybuchowy zabijając i raniąc dziesiątki osób i niszcząc rzeźbę. Władze chciały usunąć zgliszcza, ale sprzeciwił się temu sam Fernando i zasponsorował drugi identyczny egzemplarz. Stoją obok siebie  zapomnieć o ciemnych kartach w historii miasta.


Komentarz zbędny

Sam Fernando jest w Kolumbii, a zwłaszcza w Medellin, niezwykle popularny. Jego karykaturalne rzeźby spotkać można w wielu miejscach, miniaturki sprzedają uliczni handlarze. Chciałoby się, żeby taką sławą cieszył się w Polsce chociażby Mitoraj i losowo zagadnięta osoba na rynku w Krakowie albo w Starym Browarze w Poznaniu wiedziała kto stworzył te twarze...


Prawie cały dzień spędziliśmy w muzeum Explora - Medellińskim "Centrum Kopernika". Świetna zabawa, fantastyczne eksponaty. Nam najbardziej przypadła do gustu część o mocy mózgu i jego ułomnościach (iluzje) i akwarium.



Pozdro dla kumatych





"Stefan, czemu robią nam foty?!"




Jestem rybą!











Stary, gdzie jest Nemo?












Najsmaczniejsza woda, muszę spróbować w domu


Samba w Rio już za nami, nadeszła pora na salsę w Kolumbii :) Wybraliśmy się więc na zakrapianą miejscowym rumem imprezkę do dzielnicy lokalsów :) Zanim imprezka się zaczęła z nudów zajrzeliśmy do kasyna ;> Po godzinie bogatsi o 7 zł i kilka darmowych drinków, udaliśmy się do poleconej nam salsoteki. Nagłośnienie rozrywało bębenki, pot się skraplał, dość powiedzieć, że nam się podobało, chociaż salsa w wykonaniu jedynych w knajpie gringosów, Medellińczyków mogła kłuć w oczy... Podczas powrotnego spaceru pogadaliśmy ze sprzedawcą kiełbasek o południowoamerykańskich pupach i wyszło na jaw, że białe dziewczyny zazdroszcząc czarnym jędrnych i dużych pup, na masową skalę wstrzykują sobie w pośladki sylikon zwiększając wdzięki ;) 









Wciąż żądni wrażeń i ciekawi podobno najpopularniejszej imprezowej dzielnicy (warto dodać, że wśród gringos) miasta, wskoczyliśmy w taksówkę. Jakież było nasze rozczarowanie... Europejska rąbiąca po uszach muzyka, pełno pijanych i naćpanych gringosów w podkoszulkach, jedyni Kolumbijczycy to chyba lokalni macho polujący na Amerykanki, obsługa knajp i dilerzy... Chwilkę się tam pobujaliśmy i wskoczyliśmy w taksówkę powrotną. Dwie strony miasta, dwa bieguny, dwie pełne rumu i przemyśleń osoby.





26 wrzesień 2015 - DZIEŃ 143.

Ciężko się wstaje, ciężko się śpi. Bezsenność wyrwała mnie z łóżka do baru na dole po odżywczy koktajl z borojo - owoc podobno dobry na wszystko - jak się okazało, niestety nie na kaca ;P

Spokojny dzień na spowolnionych obrotach spędziliśmy w Planetarium i ogrodzie botanicznym. Następnego dnia musieliśmy wstać przed 3 rano, by o 3.30 złapać pierwszy autobus na lotnisko i o 6.05 odlecieć w stronę Cartageny...





"Anka patrz jakie jaja, jak dotykasz to się rusza!"
Takie tam na księżycu
Czy wegetarianie jedzą wegetę?!












Pozdrowienia przyjaciele, uważajcie na siebie!

Seba


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz